Wileńska droga
29.09.2014 r.
0:39
Już nie mogę się deczekać momentu, kiedy wyjedziemy z ośrotka. Mamy wyjechać o ósmej. Mam nadzieję, że dziewczyny nie zajmą całkowicie tyłów. Mnie więcej mam już pomysł na podrórz. Słyszałem, że podrórz trwa aż jedenaście godzin. Myślę, że część prześpię, ale co zdrugą? Trochę posłucham muzy i książki posłucham. Miałem brać też kompa, ale uznałem właśnie, że jednak go zostawię. Wezmę tylko mój sprzęt do pisania. Bo na czymś musze zapisać naczą wycieczkę. Bardzo jestem ciekaw jak to będzie. Rzałuje, że nie opisałem wyjazdu na kanonizację, ale jednak wolę pisać na rzywo, niż w czasie przeszłym, ale żatko można pisać na rzywca. 😛
6:41
Cały czas się wacham, czy brać kompa, czy nie. Mam na dysku Króla Schamanów, bo nie zdąrzyłem go sobie zgrać,ale zobaczymy. Nie wyspałem się, ale resztę dośpię w busiku.
8:17
Już za chwilę jedziemy. Jeszcze dopakowują ostatnie waliski i rozdają wodę. Cały czas czekamy, ale nie mamy pojęcia dlaczego.
8:23
No nareszcie. Ruszamy! Właśnie opuszczamy ośirodek. Później napiszę pewnie, gdzieś około dwudziestej.
10:16
Przed chwilą zatrzymaliśmy się na postuj, aby coś zjeść. Jedziemy na ostrów, ale mój kolega Piotrek myślał, że inaczej pojedziemy. Jednak aktualizacja do brajlsensów będzie dzisiaj. Trochę szkoda, bo wszyscy mówią, że tam nie ma neta. Ale jak to się mówi, co się odwlecze, to nie uciecze! :D.
12:26
Co jakiś czas prubujemy pobrać aktualizację, ale co chwilę internet się gupi i pobieranie się zatrzymuje. Mam nadzieję, że jakoś to się pobierze. Muza pomaga zapomnieć o tak długiej podrórzy. Już niewiem od chturej jedziemy, ale zobaczymy. Narazie jest super. Śmiejemy się i zdrowo się bawimy. Opowiadamy sobie historie i trochę dowcipów. Myślę, że podrórz zleci niewiadono kiedy.
Chyba przebijamy się przez jakieś miasto, bo dość często się zatrzymujemy. Może korek, ale nawigacja mówi, że jest jakieś rondo. Niewiem, alae może tu jest ludzki internet. 😀
14:05
Właśnie jesteśmy po obiatku i za chwilkę dalej ruszamy. Czekamy na pojedyńczych ludzi, ale wciąż są w łazience. Myślę, że uda się pobrać aktualizację, ale niestety nie.
Na obiadek można było sobie wybrać trzy rodzaje zupy: rosół, rzurek i pomidorową, ale większość wzieła rosół. Tylko dwie osoby wzieła rzurek. Były tesz pirogi z mięsem. Były debest. Obiat był superowy, ale jedną wadą tego miejsca jest do, że nie ma tu prawie zasięgu.
15:10
Stoimy na przejściu granicznym i czekamy na moment, kiedy będziemy mogli ruszyć dalej. Trzeba na somochód nakleić jakieś naklejki.
Chcieliśmy pobrać aktualizacje, aleniestety net się rozłączał i nawet na kompie Kacpra nie udawao się tego pobrać.Kompa brał jeszcze tylko Arek i Kacper. Myślę, że jeszcze ze cztery godziny jazdy.
Muszę przestawić zegar w notatniku, bo tak to bym musiał wpisywać wszystko z palca, a naprawdę mi się tak nie chcę.
17:16
Jedziemy już dobre dwie godziny i wszyscy zasneli, przynajmniej ja i dziewczyny. Na Litwie zegarek jest o godzinę do przodu. W telefonie przestawie zegarek, ale w brailesense nie przestawię. Pod czas snu co jakiś czas się budziłem i wydaje mi się, że drogi są gorsze niż u nas. Teraz jak jedziemy, tak trzęsie, że chej.
Według nawigacji do Wilna zostało czterdzieści pare kilometrów, ale kto wie. Myślę, że za jakąś godzinkę dojedziemy.
22:09
Już jesteśmy po kolacji i pierwszym w tej szkole myciu. Wbrew pozorom woda była ciepła. Brakowało tylko przelkich pułeczek na ubrania i w dodatku nie było zasłonek, a w łazience były trzy prysznice. W dodatku niema zamków w drzwiach.
Szkoła wydaje się ogromna, bo jadalnia jest tak wielka jak u nas sala gimnastyczna trzy razy. Korytarze są bardzo przestronne, a ściany są obwieszone jakimiś rysunkami. Przezto, że te korytarze są tak szerokie, to jest straszny pogłos. Wystarczy, że lekko się zamyka drzwi, to huczy tak jakby ktoś nimi walnoł z całej siły. Nie wiem ile kosztowało wybudowanie takiej szkoły, ale z pewnością sporo. Wszystko jest szerokie i durze. Nawet pokoje są większe niż u nas. Jest stół, cztery kszesełka w karzdym pokoju i w dodatku jest rozsuwana szafa. Ale beznadziejne wydaje się to, że, aby zgasić światło w pokoju, trzeba iść na korytarz, bo włączniki są właśnie tam. I w dodatku, jeśli chce się zgasiś całe światło, to trzeba wyłączyć trzy, pojedyńcze włączniki.
W pokoju jest piekielnie zimno, ale myślę, że pod kocem będzie fajnie.
30.09.2014 r.
7:45
W nocy w pokoju było strasznie zimno, a rano to nie chciało się wychodzić z pod ciepłej kołdry. Ale trza będzie iść na śniadanie. Jestem bardzo ciekaw co będzie.
13:24
Już po obiatku, który był niezły. Jako pierwsze dali zupę – szczawiówa. Jako drugie podali rizotto z zielonymi ogórkami. Tak poza tym, jak szliśmy na obiat, słyszeliśmy mózę z kuchni. Jak szliśmy na śniadanie, terz słyszeliśmy muzę. Pani, która jest naszą przewodniczką, powiedziała, że to mógł być dzwonek.
Po dziewiątej wyjechaliśmy, naszym busem, do parku, którego nie pamiętam zabardzo nazwy. Tam oglądaliśmy rórzne rzeźby. Pani, która nas oprowadzała po tym parku, mówiła po Litewsku i nasza pani przewodnik w Wilnie, tłumaczyła to na Polski. Zanim przyszła przewodniczka po parku, znaleźliśmy dziwne koła, np. jedno było z siecią w środku. Ta sieć rozszerzała się ku dołowi, jak i ku górze. Jeszcze inne kółko miało w środku drabinkę. W pewnym sęsie, ta drabina robiła za oś. Ja i Jarek, Arek i Kacper chcieliśmy, aby ktoś nas pobujał w tym. Więc tak zrobiliśmy. Bujaliśmy się na zmianę. Nawet robiliśmy z pełnym obrotem koła, że przez niewielką chwilę, wisiało się do góry nogami. Było to odjazdowe.
Pod czas spaceru po parku, zaczeliśmy się bawić językiem litewskim i skoro w większości wyrazów są końcówki, a, s. To zaczeliśmy układać dziwne zdania i wyrazy, np. Kasi buty są mokre na czupkach. – Kasias butas są mokras na czupkas. I tym podobne. Jeszcze jedno było takie dobre: tunelas z kwadracikas. Nawet nas tak wzieło, że przez całą drogę powrotną do szkoły i na obiecie, rozmawialiśmy w ten sposób. Przez to, często dostawaliśmy ataków śmiechu.
W parku jeszcze, poza tych kół, podobał mi się "zamek światła". Był to z zewnątrz nawet ładny domek , ale w środku był całkowicie pusty. Ściany były ze szkła i podłoga się poruszała. Trochę jak trampolina. A z tym światłem chodziuo o to, że kiedy z góry świeciło słońce, to odbijało się od luster i wydobywało się na zewnątrz przez cztery wejścia. To pokazać miało, że nie warzne, jaki jesteś z zewnątrz, lecz w wewnątrz.
Jeszcze Jarek zapytał naszą panią przewodnik,jak odmieniają się imiona i nazwiska polskie po litewsku. Do imion dodaje się a. s. Na tomiast do nazwisk jest są aż trzy rórzne koycówki. Do kogoś, kto nie jest żonaty/zamężna to dodaje się si. Znowu do kogoś, kto jest żonaty/zamężna, to dodaje się nie, czy jakoś tak. Jeszcze troszkę nijaką końcówką jest j. a. Dlatego nijaka, bo może to powiedzieć ktoś, kto jest, lub nie jestżonaty/zameżna. Nie wiem, czy dokkońca dobrze to z+ozumiałem. Mogłem coś pomylić.
Po drugiej ruszamy na jakiś zamek, ale narazie nie mam pojęcia na jaki.
21:32
Okazało się, że ten zamek, to rekonstrukcja zamku górnegoz, który stał w XVI wieku. Muzełum, które jest w tym zamku, jest naprawdę superowe. Są porobione wszędzie podjazdy dla wusków i nawet jest winda. Pani przewodnik mówiła po polsku i to było jeszcze bardziej pozytywne. Aby dostać się do muzeum, musieliśmy wejść na dziedziniec i zjechać ruchomymi schodami na poziom piwnic.
Kiedy już wszyscy byli gotowi, ruszyliśmy na podbój zamczyska. Pierwszą atrakcją okazała się ogromna makieta Wilna w XVI wieku. Wszystko było wykonane zgliny. Były zaznaczone mury, baszty i donrzony obronne. Był terz zaznaczony dolny zamek, w którym mieści się muzeum. Kolejną budowną, którą znalazłem na makiecie, było wzgórze, na którym stał zamek wysoki. Były równierz zaznaczone ogrody ze wszystkimi szczegółami. Ze wszystkimi, bo nawet były kaczki i inne wodne zwierzaki. Były terz domy mieszczan i katedra, której już nie ma. Ta co jest teraz, nie jest taka sama, bo kościuł ulegał podpaleniom i burzeniu. Wracając do makiety. Na makiecie był równierz zaznaczony pałac biskupi, który wyglądał jak prostokont, na którego rogach postawiono baszty. Później pani nas poprowadziła do innej sali, gdzie usiedliśmy na krzesełkach i oglądaliśmy rórzną broń, np. kordy, kuszę, mizorykordję i nawet widzieliśmy ogromną kuszę, którą cięszko było naciągnąć. Dalej pani nas zaprowadziła do kolejnej sali, w której oglądaliśmy miecze w pochfach i nawet je można było wyciągnąć. Widzieliśmy również tarczę. Nawet załorzyłem tarczę i trzymałem miecz. Pani też puściła do obejrzenia buty, które zrekonstruowali. Te buty noszono w tamtych czasach. Widzieliśmy terz sakiewkę, w jakiej kiedyś trzymano kasę. Po drodze z jednej sali do drugiej, szliśmy przez piwnicy i widzieliśmy rekonstrukcję rurznych piwniczek. Pojechaliśmy też na piętro wyrzej windą i tam oglądaliśmy kafelki, na których znajdowały się wypukłe obraski. Obraski przectawiały kruliki i ludzi. Tylko, że w odwrotnych rolach. To kruliki pieczą ludzi na rorznie, lub polują z psami. Jeszcze widzieliśmy kredens, na którego drzwiczkach, wyrzeźbione były pół nagie kobiety i męrzczyźni oraz fałni. Na sam koniec zwiedzania, weszliśmy do sali, w której kolerzanka pani przewodnik grała na starych instrumentach, np. na charfie i na flecie. Karzdy mugł wystukać rytm na jej ramieniu, a ona to zagrała. Jeszcze pod sam koniuszek kacper prubował grać na starych organach i nieźle mu to szło, pomimo innego roztawienia klawiszy.
Potem poszliśmy do katedry, ale tylko na krutko, aby tak sobie zobaczyć. A później to pojechaliśmy do szkoły.
Na kolacyjkę były kartacze, które były oblane masłem i były obłendne. Nawet udało się pani zdobyć dokłatkę. Zapomniałem wspomnieć, że ta nasza panii, która pomaga nam i czasem tłumaczy z litewskiego na polski, ma naimię Irena.
Po kolacji był showdown. Ich stuł jest bardzo podobny do naszego, ale lepiej jest umocowany ekran i jest większa kieszeń na piłkę. Mają też krutkie paletki. Ich rękawice są grube, ale nie mają ochraniaczy na kciuk i brak ochrony do połowy palców. Ta piłka jest dość specyficzna, bo jest strasznie szybka i dzika. Superowo się grało. Nawet pani Agnieszka chciała spróbować i w goglach, pani ma problem z powolnymi piłkami, bo te szybkie często się same odbijają. Zato w okularach jest trudniejszym przeciwnikiem. Ale nawet fajnie. Nawet grałem z jednym litfy, ale przegrałem 6 do 12. Sam nie jestem pewien. Tak poza tym to jeszcze zeszliśmy się wszyscy w pokoju chłopaków i nieźle się bawiliśmy. Jutro mamy wyruszyć o dziewiątej. Narazie nie wiem do kond.
01.10.2014 r.
13:36
Jednak pierwszym punktem programu na dziś, okazały się odwiedziny u pani dyrektor, w gabinecie. Rozmawialiśmy o tutejszej szkole, o zajęciach z orientacji, o tym, że na Litwie jest tylko jedno liceum dla niewidowych. Jest jeszcze podstawowa, ale w Kownie. Pani dyrektor mówiła też, że mają zajęcia z gotowania i życia codziennego. Nawet mają teatr z audiodeskrypcją. Jeszcze pani wspominała, że mają jakieś zajęcia z hipoterapi, aletylko dla dzieci ze sprzęrzeniami i w dodatku raz w miesiącu. Zapytaliśmy jak się zdaje maturę, jeśli wogu coś takiego u nich jest. Pani odpowiedziała, że jest coś takiego. Przymusowym egzaminem jest litewski. Ale aby zdać maturę nalerzy zdać dwa egzaminy. Narazie matma nie jest przymusowa, ale w następnymm roku będzie. Większość uczniów zdaje matmę, historię, biologię. Jednak masarz jest po liceum, bo pani dyrektor mówiła, że dopiero po liceum uczniowie mogą wybierać co ich interesuje.
Kolejnym miejscem, które zwiedzaliśmy, było muzeum Adama Mickiewicza. Bardzo było miło, ale w większości sal w jakich byliśmy, śmierdziało starym drewnem. Pani powiedziała, że śmierdzi starym drewnem, bo to były ałtentyczne pomieszczenia z czasów Mickiewicza. Byliśmy w kuchni i w pokoju, w którym mieszkał Mickiewicz. W tym pokoju zachowało się krzesło, stół i fotel. Pani mówiła, że jest wiele wersji urodzenia poety. Jednak najbardziej prawdopodobna mówi, że urodził się w pobliskiej wsi przy Nowogrudku. Obecnie jest to Białoruś. Pani też wspominała, że mają "Pana Tadeusza" w wielu językach. Nawet w chińskim, koreańskim i jak wielu innych językach. Pani nam recytowała inwokację po litewsku, białorusku. Powiedziała też, że kiedyś recytowano u nich "Pana Tadeusza" po koreańsku. Na koniec poszliśmy do innej sali, gdzie przejoł nas pan, który jest chyba właścicielem muzeum. A muzeum zkłada się zaledwie z trzech sal. Trochę sobie się pośmialiśmy i pan powiedział, żeten, kto pierwszy dotknoł stołu mickiewicza, to będzie pisał wiersze erotyczne dla całej grupy. Okazało się, że wiersze będzie pisać jedna z pań. A na koniec pani Agnieszka dostała książkę pt. "Kobiety w życiu Mickiewicza".
Po muzeum postanowiliśmy iść na kawę i ciasteczko. Knajpka znajdowała się w dzielnicy, która się nazywa Zarzecze. W XVI wieku, w tej dzielnicy mieszkali rzemieślnicy i robotnicy. Większość wzieła zwykłą kawę i szarlotkę, ale ja i Jarek wzieliśmy cappucino. Ale inny deser wzioł Jarek i pani Róża. Wzieli lody z owocami. Wszystko było smaczne, a w knajpie było przyjemnie ciepło, bo na dworzu wiał zimny wiatr.
Tym razem na obiat był krupnik i gołąpki, ale po tym ciastku, zjadłem tylko zupę i jednego gołębia. Zamiast kompotu, 'czy sobu, do picia była woda. Na kolejne łarzenie wyjechaliśmy po drugiej.
Po południu pojechaliśmy do Ostrej Bramy. Najpierw zbudowano bramę i na niej powieszono obraz Matki Bożej. Później obraz przeniesiono do kapliczki, którą wybudowano nad bramą. Pod czas najazdu szwedów obraz postrzelono. W 1715 roku kaplica uległa zniszczeniu, ale obraz ocalał. W 1927 odnowiono obraz i odbyła się uroczysta koronacja obrazu, ale pod czas wojny korony zostały zkradzione. Teraz są jakieś inne, albo te same, ale nie jestem pewien. W orginale Maria jest ubrana w czerwoną tunikę. Na reprodukcjach obrazu u stup Matki Bożej znajduje się srebrny pół księżyc.
Ciekawostki.
W 1993 roku modlił się Jan Paweł II. Jestt zwyczaj, że wchodzi się na kolanach do śrotka kaplicy. W tamtych czasach Wilno było wielo wyznaniowe. Ale nie warzne, jakiego był wyznania był, przewarznie mężczyzna, zdejmował czapkę przed wejściem przez mur.
Później jeszcze wpadliśmy na chwilę do celi Konrada. Niestety do celi nie można było wejść. Był nawet napis po łacinie, jaki jest w "Dziadach". Pani Agnieszka opowiadała o tym, że proces zaczołsię w 1823 roku i 1824. Jeszcze pani wspominała o tym, że Mickiewicz powiedział, że był załorzycielem filomatów i filaretów.
Następnym punktem dzisiejszej wycieczki był cmentarz, na którym pochowano serce Słowackiego i jego matkę. Na nagropku 'wyrzeźbiono dwa cytaty z poezji Słowackiego i napisano też, że pochowano tu matkę i serce syna. Samego Słowackiego pochowano na Wawelu w 1935 roku. Nawet na tej uroczystości był Hitler. Jeszcze poszliśmy do grobu ojca Słowackiego i ogulnie pochodziliśmy po tym cmentarzu.
Wieczorem ma być jeszcze dyskoteka, ale naprawdę nie chce mi się iść. Pewnie pujdę tylko na sam początek, aby jako, tako to wyglądało.
23:25
Dyskoteka trwała tylko godzinę, ale myślę, że dobrze. Najlepiej tańczyło się w kółku, bo przynajmniej szybko się tańczyło. Większość muzyki nie znałem, ale pojedyńcze piosenki były znane, np. "Ona tańczy dla mnie". U nas w szkole nigdy nie puścili by tak głośno muzyki, ale nawet było fajnie.
02.10.2014 r.
12:19
Dzisiaj pojechaliśmy do miejscowości o nazwie Troki. Nie jestem pewien, czy napewno się tak pisze. Miejscowość znajduje się nad jeziorem. Na jeziorze jest dwadzieścia pare wysepek, a na jednej z większych wysepek, zbudowano pałac książęcy. W tym pałacu często mieszkał Książę Witold, wraz ze swoimi dworzanami. Zamek w większości zrekonstruowano, bo podupadł od wojny z Moskfą. Zamek słada się z podzamcza i pałacu książęcego. Na podzamczu znadowały się stajnie, których obecnie nie odbudowano. Znajdował się równierz mur z basztami. Pałac książęcy zkłada się z donrzonu i … Do zamku książęcego prowadził zwodzony most. W donrzonie zbudowano kaplicę. Pani przewodnik zaprowadziła nas do sali tronowej, w której Król Witold przyjmował gości. Na suficie sali znajdują się gwiazdy, których ramiona rozchodzą się i zchodzą po ścianie w dół, w kierunku podłogi. Jeszcze pani przewodnik opowiadała nam o historji miejscowości Troki. Mówiła, że teraz w mieście mieszka nieliczna grupa tatarów i … Także … Mówiła, że druga grupa zachowała swuj język, jedzenie i religię. Oni wierzą tylko w Stary Testament, ale nie biorą pod uwagę Talmudu. Uczniowie, którzy kończą szkołę w Trokach, przyjmują dyplomy właśnie w sali tronowej Króla Witolda.
Na sam koniec udaliśmy się na lekcję edukacyjną, która odbyła się na szczycie baszty. Wchodziliśmy po kręconych schodach asz na sam szczyt. W sali inna pani pokazywała nam jak mogły wyglądać elemetny zbroji. Była terz kusza, ale ją też było ciężko naciągnąć. Jednak się udało. Szkoda, że nie było strzał. Były tylko strzały do łuku, a do kuszy nie było. Nawet kolega ma zdjęcie, z całym rynsztunkiem rycerza.
0:50
Po obiatku mieliśmy durzo wolnego czasu, bo dopiero o szesnastej, czasu litewskiego, mieliśmy zajęcia z robutek ręcznych. W czasie wolnym udało się nam zaktualizować sprzęty. Większość rzeczy już odkryliśmy, ale może coś jeszcze znadziemy.
Na zajęciach z rękodzielnictwa, na początku owijaliśmy mydło watą, a potem to zawijaliśmy nitką, aby się nie rozleciało. Następnie musieliśmy to wsadzić do gorącej wody i ściskać. Panie, które nam w tym pomagały mówiły, że te wyciskanie pomoże przyczepić się lepiej wacie do mydła. Pod czas wyciskania, jeden kolega połamał mydło, ale panie coś tam zrobiły, że wygląda dość normalnie.
Później robiliśmy brioszki. Takie ozdupki, np. do ubrań. Każdy musiał wybrać jakiego zwierzaka będzie robił. Ja wziołem zająca. Dostaliśmy gąpkę i igłę. Najpierw musiałem uformować głowę z waty, którą później dostałem. Zrobiłem kulkę i zaczołem nakuwać ją do okoła. Wszystko robiło się przez nakuwanie. Kiedy udała się głowa, znów dostałem watę i miałem zrobić tułów. Po zrobieniu ciałka, musiałem połączyć głowę i tułów. Oczywiście wszystko robiłem igłą. Prawie na koniec musiałem zrobić rączki i nuzki oraz uszy. Uszy jakoś się trzymały, ale kończyny dość słabo.. Nawet udało się zrobić tego zająca.
Po kolacji poszliśmy na miasto. Trochę pospacerowaliśmy. Tylko trzy osoby nie poszły: Kacper, Paweł i pani Agnieszka, którą bolała głowa, a chłopaki chcieli zostać na showdowna. Idąc rozmawialiśmy i rzartowaliśmy.
Kiedy już wracaliśmy, to poprosiliśmy kierowcę, aby nas podrzucił do sklepu, do którego nie było daleko z tej szkoły.
Po ogarnięciu się, poszliśmy do dziewczyn na górę. Zjedliśmy prawie wszystkie słodycze, które kupiliśmy w tamtym sklepie, ale i tak było super. Od dziewczyn wyszliśmy gdzieś po północy, albo i później. Ja jeszcze muszę się dopakować, ale myślę, że niczego nie zapomnę.
03.10.2014 r.
7:30
Już całkowicie spakowany. Trochę tęsknię za Polską. Nie wiem z czego to wynika, ale… tak jest. Śniadanie o ósmej, więc już wystawię bagarze.
9:48
Już jedziemy. Mamy jeszcze wstąpić do Druskenników. Nie wiem, czy tak piszę się tą nazwę, ale niedaleko jest granica.
16:16
W tych Druskenikach zwiedzaliśmy muzeum pomników komunistycznych. Był tam pomnik Lenina, Stalina i Chruszczowa. Było też wiele innyh. Ale średnio mi się podobało. Tylko samepomniki.
Na obiat zatrzymaliśmy się już w Polsce. Prawie wszyscy wzieli panierowaną pierś z kurczaka i frytki z surówką. Tylko pani Róża i Kacper wzieli kartacze. Zaś pani Ola i pani Agnieszka jadły placki ziemniaczane ze śmietaną i pieczarkami. Jeszcze na deser wzieliśmy seńkacza. Inni wzieli lody z owocami.
22:03
Jesteśmy w Polsce. Przyjechaliśmy niewiele po ósmej, ale trza było się ogarnąć i zrobić zmianę pościeli.
Jednym słowem było supeeeer!
No, dość oprzerny wpis. Ciekawie. Nigdy nie byłam na Litwie. Mówią, że polakom są nieprzyjaźni. Może
jakimś ośrodkom dla niewidomych a i owszem, ale jak mój partner jechał z kolegami i prosił o szklankę
wody to mu nie dali, tylko dlatego, że jest polakiem.
Serio. Nie dać komuś wody bo jest polakiem czy innej narodowości to przesada.
Dokładnie, dlatego z rezerwą patrzę na ten naród. No, bo rozumiem, że mają historyczne zapędy, że może
nas nie lubią, ale bez przesady. Zresztą, polacy nie są lepsi, na rosjan i niemców patrzymy podobnie.
Ja nie, ale za pewne 2/4 tego narodu tak.
A dziwisz się? Rosja, to znaczy Związek radziecki i Niemcy hitlerowskie nieźle nam krwi napsuły. Ja nie
uważam, że każdy Rosjanin i Niemiec jest zły. Dla tego podkreślam, że to były hitlerowskie Niemcy. Ale
nawet wtedy zdarzali się porządni ludzie, to była garstka, ale byli. Amerykanów za to wychwalamy pod
niebiosa, a ja uważam że przesadzają w niektórych kwestiach z tą swoją polityką. Po co się pchali do
tego Wietnamu no po co? Bo interesik poczuli. No rozpisałem się to hyba tyle. Matius podróż się udała?
Bardzo lubię takie wpisy 🙂
Właśnie się zastanawiam, dlaczego masz tak mało komentarzy. Przecież piszesz ciekawie i masz przeróżne dobre pomysły na wpisy.
Możę nie pisze za częśto?
Bardzo ciekawy wpis. Ja nigdy nie byłam na Litwie.