Uwaga literówki i błendy ortograficzne.
Wyprawa do Norwegi – czyli łamanie barier językowych
24.05.2014 r.
16:30
Jednak jadę. Jestem na liście za kolegę, który nie mógł, bo miał nieaktywny dowód. Bardzo się cieszę, ale jednocześnie trochę się boję.
17:34
Jesteśmy na lotnisku i czekamy na odprawę. Nie wiem jak długo będziemy czekać. Niektórzy już są głodni, a mówią, że niedawno jedli. Czas napisać kto jedzie: Mateusz Suska, Iza Wydra, Kasia Dojnikowska, Kasia Marcjan, Kasia Marek, Paulina Lewandowska, Ola Stenka, Karolina Zajk, Basia Dembler, a z nauczycieli: Pani Ada i Pani Renata. Myślę, że będzie super.
20:40
Jesteśmy w Danii .Lot był super. Uczucie przy starcie jest naprawdę obłendne. Nie mam czasu, będzie kolejna odprawa.
Właśnie się dowiedzieliśmy, że według pracowników lotniska nasza koleżanka, a dokładniej Basia Dembler, ma ukryte zwierzę i, że jest także osiem innych zwierząt. Z tego wynikła kupa śmiechu. Ciekawe, zkąd to się wzieło. Mam nadzieję, że wszystko się rozwiążę.
23:09
Jesteśmy już w busiku, który zawiezie nas z Bergen do Campusu. Miło nas norwedzy zaskoczyli, bo przyjechali po nas, a choć droga w jedną stronę trwa aż cztery godziny. Zachwilę ruszamy.
25.05.2014 r.
1:06
Zachwilę wiedziemy na prom. Jest niewielka kolejka, ale spokojnie się zmieśmimy. Baliśmy się, że się nie zmieścimy, bo pzyjechali po nas Norwedzy autobusem, a nie busikiem.
1:11
Właśnie trap do wiazdu na prom się zamknął. . Za chwilę ruszamy. Światła na hali zgasły. Na zewnątrz autobusu słychać dziwne dźwięki, jakby ktoś uderzał o siebie puszkami z colą, ale też trochę jakby lód. Nikt nie wie co to za dźwięk. Wszyscy próbują zlokalizować źródło.
15:42
Gdzieś po drugiej byliśmy w Koledżu. Mieszkam z czterema kolegami. Najbardziej pamiętam jednego, który odwiedził nas w Laskach w październiku. Ma na imię Augusto. Ja byłem tak padnięty, że tylko się przebrałem w pidżamę, umyłem zęby i poszedłem spać.
Obudziłem się gdzieś około wpół do dziesiątej, ale wstałem za półgodziny. Na śniadaniu był szwedzki stół i ja zjadłem dwie kanapki z miodem i jedną z serem. Później wypiłem czerwoną herbatę, dobra była. Poraz pierwszy ją piłem. Gdzieś tak około wpół do jedenastej do mojego stołu pozysiadła się Paulina, a później Ola.. Czekając na resztę, rozmawialiśmy z norwegami. Uczyliśmy ich liczyć po polsku i w ogóle. Było bardzo fajnie.
Kiedy zeszli się inni Pani Paulina mówiła nam co będziemy robić jeszcze tego dnia. Pani Paulina uczy matematyki w tym Koledżu.
Po tym wszystkim ruszyliśmy na zwiedzanie całego ośrodka. Budynek, w którym jemy, nazywa się Kantina. Później wyszliśmy nazewnątrz i tam zobaczyliśmy budynek administracji, ale był zamknięty. Następnym budynkiem, który zobaczyliśmy to … W tym budynku mieści się basen i sala gimnasnyczna. Następnym punktem wycieczki była wyspa na fiordzie. Nie wiem jak ta wyspa się nazywa, ale na tej wyspie znajdują się tarcze do łucznictwa i jest niewielki las. Jest także małe molo, gdzie ludzie cumują swoje łutki. Otoczenie jest naprawdę pięknę. Poszliśmy także na drugą wysepkę i tam zobaczyłem starą kotficę i miejsce, które mój przewodnik nazwał uroczyskiem.
Następnym punktem były budynki w których odbywają się lekcje. Każdy budynek ma sfoją nazwę: E, A i K. W tym pierwszym odbywają się lekcję z przedmiotów przyrodniczych: fizyka, chemia, biologia i przedmiot, którego nie ma w Polsce. Można powiedzieć, że na tym przedmiocie uczniowie uczą się co i jak działa na różne rośliny i środowisko.
W budynku A są lekcje języków: angielski, hiszpański, norweski. W budynku K są zajęcia z matematyki, jest także sala, gdzie odbywa się informatyka.
Później poszliśmy do miejsca, gdzie są łutki i sala, w której są robione różne występy. z Akurat w tedy jedn z łodzi odbijała od brzegu.
Następnie nogi nas zaniosły do wioski studenckiej. Ta na to się mówi, bo wzdłóż drogi stoją domki. Karzdy inaczej się nazywa. Wszysto zalerzy, jaki kraj sfinansował ten domek. Ten, w którym ja mieszkam nazwano Domem Finlanckim. Jest jeszcze dom Duński, Norweski, Irlancki i Szkocki. W każdym domku jest salon – pokój dzienny. W domku jest osiem pokoi, gdzie w każdym może mieszkać pięciu studentów.
Po zwiedzeniu tych domków poszliśmy do mojego domku i okazało się, że była tam reszta naszej wycieczki. Pogadaliśmy chwilę tam, ale po pewnym czasie pare osób poszło.
W tedy właśnie zdarzył się wypadek. Iza i Kasia wychodziły z domku z Mateuszem Suską. Aby wejść do domku nalerzy pokonać pare schodków. Schody są nalewo i naprawo od drzwi. Na wprost jest stromy sadek. Iza niestety spadła ze schodxw. Naszczęśc'ie się nie połamała, tylko ztarła skórę na łokciu i trochę ztłukła rękę i zrobiła w bluzie dziurę.
21:55
Około 17:30 poszliśmy na kolacię, ale po angielsku obiad. Jedzenie mają tutaj dobre i chyba tutejsze kucharki powinny zacząć pracować w Laskach.
Po posiłku do Koledżu przyjechał ksiąc, który jest polakiem. Było to bardzo miłe zaskoczenie.
Ostatnim już punktem dnia był chokej w sali gimnastycznej. Napoczątku nie mogłem zrozumieć co się dzieje i co nalerzy robić, ale podczas gry szło mi całkiem nieźle i nawet udało mi się strzelić gola. Gra polega natym, że trzeba kijem, zpłaszczonym u końca, popychć przed sobą piłkę. Jest to doś trudne na początku. Gra się tak jak w chokeja i jednocześnie w golball'a. W chokeja, bo kijem się odbija, nie krąrzek, lecz piłkę i bramki są małe. W golball'a, bo piłka, którą graliśmy słurzy jako piłka do golball'a. Kojarzy mi się to także z golball'em, bo grają trzy osoby w drurzynie.
W Norwegi jest coś takiego jak "nocna przekąska". Są to poprostu kanapki z serem, lub z margaryną.
Ja to głodny nie byłem i prawie odrazu poszedłem do pokoju. Wydawało mi się, że odespałem podróż, ale się ppomyliłem.
26.05.2014 r.
8:26
Zachwilę zaczniemy sesię z Marcinem. Właśnie uczymy się liczenia po norwesku. Każdy musi mieć sfuj numerek. Mi przypadła
en – 1
to – 2
fire – 4
fem – 5
seks – 6
sif – 7
oter – 9
ni – 9
ti – 10
wa – co, jak
du – ty
jaj – ja
heter – nazywać się
han – on
who – ona
wi – my
er ar – być
fra – z
dere – wy
der – oni
bra – dobrze
tusen tak – dziękuję bardzo
unshilt – przepraszam
wel ti bra – bardzo dobrze
9:52
Za chwilę idziem na przerwę. Można to nazwać drugim śniadaniem. Po tym mamy mieć dalej kurs noweskiego, a po obiedzie pujdziemy na zakupy do Flekke. Może być całkiem ciekawie.
11:00
snakae – mówić
kake – ciastko
spisse – jeść
dorli – zła
Był ras ptak, co jadł czarny mak.
Ale to dziwne.
Ale to dziwne.
Był ras ptak, co jadł czarny mak.
Nie uwierze, puki sam nie zobaczę.
Były raz świnki, co jadły malinki.
Ale to dziwne.
Ale to dziwye.
Były raś świnki, co jadły malinki.
Nie uwierzę, puki sam nie zobaczę.
Była ras ryba, przezroczysta jak szyba.
Była ras ofca, co żyła na krzau jałowca.
Była ras ryba, śliska jak szyba.
Była ras krówka, co była mała jak mrówka.
Była ras flondra, jak osioł nie mądra.
Był raz koń, co raz nosił broń.
Nie uwierzę, puki sam nie zobaczę.
13:15
Słuchamy piosenek norweskiej, które skomponował noweski muzyk w XIX wieku. On jeździł po norwegi, robił notatki i później wracał do domu, aby komponować. Jako chłopiec był bardzo utalentowany i kiedy miał 15 lat, zaczoł studiować w Niemczech.
Po wysłuchaniu hymnu, pan zaczoł nam opowiadać historję Norwegi. Pan bardzo ciekawie mówił i kiedy pan dotarł do czasów II Wojny Światowej, nawiązał to utworu, który zaczyna się jak pieśń ludowa, a kończy się prawie melodią rewolucyjną. Utwór miał pokazać jak ludzie z kraju się jednoczą w opozycji, aby zwalczyć najeśdcę.
Pan opowiedził nam takżę historię mężczyzny, któhy w Polsce był więźniem faszystów i uciekł do Norwegi. W nowym dla siebie miejscu poznał młodą dziewczynę i później urodził się mały chłopiec, który jest najbardziej znanym na świecie muzykiem jazz'u. Pan mówił, że mił możliwość posłuchać muzykę jego autorstwa na żywwo i mówił, że było to duże przerzycie.
Nauczyciel, który nam opowiadał, uczy w koledżu norweskiego i mieszka w pobliskiej wsi. Na lekcji mieliśmy także możliwość posłuchać jak brzmi norweski instrument narodowy, a dokładniej bardzo kojarzący się z norwegią. Tym instrumentem są skrzypce, które mają osiem strun. Instrument jest naprawdę śfietny. Skrzypi są naprawdę małe, a sruny są tak ułożone, że cztery na górze i kolejne cztery na dole. Jest to bardzo ciekawie zrobione. Skrzypce są także ozdobione masą peurową. Skrzypce są pięknie wykonane.
Na sam koniec pan nam puścił wspuczesny utwur, który jest tak znany, że nawet Menczester Junajten wykupił przelkie prawa do wykonywania tego utworu. Ten utwur nazywa się …
Nauczyciel opowiedział nam o trzech mężczyznach, którzy utworzyi zespół. Ostatni ch występ odbył się w 2011 roku, po tragedji. Wokalista da;ej nagrywa solowo albumy. I na koniec pan póścił nam najświerzszą piosenkę tego wokalisty, bo została wkonana w kwietniu tego roku.
Na samiuteńkim końcu pan pokaał nam najbardziej ulubioną przez siebie solistkę, która też gra natego tybie skrzypcach. Pścił specialnie dla nas. Solistka śpiewa w jednym z norweskich dialektów i ona pochodzi z pobliskich terenów. Ona równierz występowała dwa razy w koledżu.
21:49
O trzeciej ruszyliśmy na spacer do Flekke. Po drodze pani Paulina wyjaśniła nam z kond wzieła się nazwa Flekke. Nazwę wymyślono z tond, że wokół wsi rosną lasy mieszane, ale są także miejsca takich plastrów nagich skał i to od tych skał wzieła się nazwa. Podrodze również pani opowiadała nam o tym jak tu się żyje i jak tutaj jest zimą. Do sklepu, do którego my szliśmy, z koledżu, jest około 3 kilometry. Na miejscu pani kupiła nan wszystkim po lodzie. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i wruciliśmy do koledżu, już na kolacię, a właściwie na obiado-kolację. Dzisiejsza ryba była lepsza nisz wczoraj i ta dzisiejsza ryba, była w takiej dobrej panierce. Były też pieczone ziemniaki, które też były pyszne. Tutaj naprawdę mają kapitalne jedzenie. Ryby się najem pod karzdą postacią.
Po jedzonku były dwie godziny wolnego, bo hokej, miał być dopiero o dwudziestej. Siedząc i razmawiając o wszystkim i o niczym, dostałem od Marcina plan jutrzejszego dnia i następnych. Jestem pełen podziwu dla Marcina, ponieważ oon w nocy pisał te plany, a dzisiaj się okazało, że się zmieniły, a on jeszcze raz je pisał na myszynie brailowskiej, bo tutaj nie mają drukarki.
Dzisaj poszło mi lepiej niż wczoraj z tym hokejem. Dzisiaj zato niewiedziałam czyja jest jaka bramka, ale i tak było bardzo fajnie. Gra naprawdę jest fajna, ale nadal dla mnie jest trochę dziwna.
27.05.2014 r.
10:40
Pierwszą lekcję miałem fizykę, ale tylko udało mi się zrozumieć, że ekcia mówiła o rozpadach <a, ale nic więcej nie udało mi się wyłapać.
Teraz mam bbiologię, na której durzo więcej zrozumiałem. Pani mówiła o płytach tektoniczmnńh i chyba terz o wpływie faz księżyca na morze. Ta lekcja jest wiele ciekawsza, niż wcześniejsza.
13:05
Następna lekcja po biologi była chemia, ale była to chyba najdziwniejsza z lekcji ponieważ był jakiś eksperyment, ale grała muzyka przez całą lekcję i mogłem z Pauliną romawiać. Nawet nie wiem kiedy, przyszedł jeden z chłopaków, z którymi mieszkam i zabrał mnie oraz Paulinę na lunch.
Teraz jestem na Global Politics i ta lekcja wygląda dość dziwnie. Narazie tak sobie wiem o czym mówią, ale nic nieszodzi, bo i tak za WoS'em nie przepadałem, a nawet go nielubiłem. Nie wyn,kało to z tego, kto uczył, lecz od tego, że poprostu polityka i imne mi nie wchodziły do głowy i mnie wogule nie interesowały. Nauczyciel ma strasznie podłośniony komsuter i narazie rozmawiamy o Mozmambiku i innych krajach oraz szastanawiamy się, gdzie jest demokracja. Najbardziej skupiamy się na krajach trzeciego świata.
W tym momęcie lekcjia przekształciła się w rozmowę jednejo z uczniów, który musiał coś zaprezentować. Coś wrodzaju prezentacji.
Teraz dopiero nauczyciel wszedł do akcji. Wcześniej tylo zadawał pytania klasie, lub temu, który robił prezentację. Trochę dziwny ten przedmiot.
Teraz nauczyciel włączył nam jakiś filmik, w którym ktoś się /ypowada i to jest tłumaczone na angielski. Nie wiem zabardzo czego ten film dotyczy. Czy tego wcześniejszego tematu, czy jeszcze innego.
Teraz zdowu nauczyciel o coś zapytał tego samego ucznia i uczeń mówi coś o prezydencie USA.
Po tej wypowiedzi, nauczyciel puścił nam nalei ten film. Wyślę, że będziemy tego słuchać z przerwami.
W filmie mówą coś o zabijaniu ludzi i w tym niepełnosprawnych.
Film mówi też coś o niewidomy, ale głównego wotnku nie mogę złapać, bo go już od jakiegoś czasu zgubiłem. Zapytam Mateusz Suskę, co tam się dzieje, bo od też jest zemną. Na tej lekcji naprawdę nie wiele zrozumiałem.
17:12
Od półtorej godziny mamy wolne. Poprostu zajęcia z ceramiki miały trwać trzy godziny, ale w rezultacie, dla większości osób, trwało to dwie godziny. Na tych zajęciach naszym zadaniem było zrobionie swojego portretu, a raczej podobizny. Marcin koniecznie chciał, aby było to w przestrzeni. Nie wiem, czy mi się to udało.
21:54
Już conajmniej od godziny mamy wolne. Prezentacja tych wolentariuszek trwała godzinę, a następnie poszliśmy na górę Kantyny, bo tam mieści się sala do szwieckiego. W sali nie ma ławek, lecz są dookoła kanapy, które naprawdę są wygodne. Przez godzinę my i pani Ada uczyliśmy norwegz polskiego. Była super i wiele śmiechu. Oni naprawdę się starali. Nie którzy nawet już umieli powieczieć poprawnie pare zda. Ja jestem …, pochodzę z …, lubię …, nie lubię … Kilka rzeczy było trudne dla nich do wymówienia, ale i tak szło im świetnie.
Jutro zaczynam dzień od Hiszpańskiego, ciekaw jestem, jak będzie.
28.05.2014 r.
8:28
Mam właśnie z Izą i Pauliną lekcję hiszańskiego. Paulina nie chciała iść na norweski, więc przyszła na hiszpański. Lekcja wydaje się prowadzona w hiszpańskim, ale czasem jest angielski. Narazie staramy się przetłumaczyć piosenkę. Kiedy słuchamy tej piosenki, mam wrarzenie, że gdzieś ją już słyszałem. Tylko naprawdę, nie mam pojącia gdzie i kiedy.
9:49
Na geografi mamy o tym, jak zmienia się populacja w innych krajach. Może być to cieke. Pozyszedł także Marcin i mamy pytać jeśli, czegoś nie rozumiemy. Na tej lekcji każdy miał się przectawić i powiedzieć z tont pochodzi. Na stole leży wielka mapa i także mniejsza mapa z puzli. Pan na steropianie zrobił rzekę i naprawdę ta lekcja jest ciekawa.
Enviromental system wydaje się ciekawą lekcją, ale zobaczymy.
Żeczywiście ten enviromental system jest naprawdę interesujący. Naprawdę szkoda, że nie ma takiego przedmiotu w Laskach. Na lekcji rozmawiamy o różnych gatunkach zwierząt. Moim zdaniem, na tym przedmiocie naprawdę durzo możemy się dowiedzieć.
Na lekcji podzieliliśmy się na sześć grup i każda o czymś innym miała przygotować krutki referat i pod koniec lekcji go przectawić. I każda grupa dostawała punkty. Nasza drupa miała przygotować prezentację o jeleniach.
21:55
Filozofia była dość ciekawa, ale myślę, że to może być trochę cięszki przedmiot. Bo na lekcji nauczycielka czyta rozdział danej książki, lub innego dzieła literackie, a później rozmawiają na ten temat. W dalszej części lekcji rozmawiają o tym, co uwarza dany filozof i dyskutują, kto jest za czym i czy się zgadzają z filozofem. Na sam koniec już rozmawiają o ważnych momentach w życiu człowieka: śmierć bliskiej osoby, ślub i inne. Tak mniejwięcej, wyglądała lekcja filozofi. Myślę, że częściowo mógłbym polubić ten przedmiot.
Dzisiaj w planie mieliśmy także sprzątanie pokoji, bo taki "rytu…" jest co środę, że sprzątaje pokoje i cały domek właśnie w środę po lokcjach.
O trzeciej popołudniu mieliśmy norweski, ale bardziej wyszło z tego "Jaka to melodja", bo musieliśmy zgadnąć, z jakiego kraju pochodzi piosenka i w pierwszej rundzie były piosenki z eurowizji. Na następnym poziomie, musieliśmy też zgadnąć z kont piosenka pochodzi, ale to były piosenki z typu rap. Na kolejnym levelu puszczali nam hymny i mojej drużynie udało się jedynie zorientować się,że mierwszy hymn to hymny Norwegi. W mojej drurzynie była: Kasia, Paulina i Kasia Marcian. Pomimo tego, że w rundzie z hymnami nie daliśmy czadu, zajeliśmy pierwsze miejsce. Za to, że wygraliśmy dostaliśmy tabliczkę czekolady. Czykolada miała aż 24 kostki. Przez to, że Kasia Marcjan nie może czekolady, ja, Paulina i Kasia dostaliśmy po osiem kostek. Czekolada byłaz orzechami i rodzynkami.
Po tym wszystkim mi, Kasi i Paulinie nie chciało się nigdzie łazić, a do obiado-kolacji zostało durzo czasu. Więc, wpadliśmy na pomysł, aby iść do pokoju Pauliny. Tam spotkaliśmy Kaje, która pochodzi z Polski. Pogadaliśmy sobie po polsku i wypiliśmy po kupku gorącej czekolady, a niektórzy nawet dwa. Następnym naszym pomysłem było pujść na linę, na której ćwiczy się równowagę. Zapomniałem wspomnieć, że Mateusz Suska tąż poszedł z nami do pokoju Pauliny. Więc, wszyscy poszli na tą linę. Było super, a następnie poszliśmy posiedzieć przed moim domkiem na dworzu, czyli przed domkiem finlanckim. Tam się trochę powygłupialiśmy i pośmialiśmy.
O wpółdo ósmej mieliśmy znowu grę w hokeja. Naprawdę minimalnie i udało by się strzelić gola, ale niestety piłka nie wpadła do bramki. Zato dobrze broniło mi się piłkę. Tylko ras nie zdąrzyłem obronić i piłka wpadła. Ale to tylko zabawa.
Dziewczyny nie chciały iść na basen, pomimo tego, że był wplanie. Mogły tak, bo basen był dla chętnych. W rezultacie na basen poszedłem ja i drugi Mateusz.
Basen jest większy i głępszy od naszego w Laskach. Basen ma również zjeżdżalnie, która jest superowa. Mateusz Suska mówił, że basen chyba najbardziej, bo jest zjeżdżalnia. Na basenie jest także sałna, do której z Matim poszliśmy na sam koniec.
Na początku ? była zimna, ale pomyślałem, że w fiordzie jest większa zimnica. Pofuywałem trochę i wruciliśmy do pokoji.
Nie wspomniałem, że ja, Paulina, Kasia i Mateusz S., chcemy skoczyć do fiordu. Chcemy zobaczyć jak to jest. Narazie znamy zdanie pani Pauliny, która jest za. Musimy się dowiedzieć się, co o tym myślą nasze nauczycielki. Jeśli będziemy mogli to zamierzamy to zrobić pod koniec wyjazdu. Zobaczymy, czy się uda. Mam nadzieję, że wypali.
29.05.2014 r.
8:50
Uważam, że chiński należy do jednych z trudniejszych języków. Muszę się zapytać, czy naprawdę pisze się z lewej do prawej, a czyta z prawej do lewej. Z lekcji chińskiego naprawdę niewiele wyniosę. Łapałem tylko to co pani mówiła po angielsku, a naprawdę dużo było po chińsku. Jednak ten język odpada zdecydowanie z listy języków, które kiedykolwiek zrozumiem.
11:45
Na drugiej lekcji miałem matme, która nie wyglądała jak matma u nas. Najpierw robiliśmy eksperymen, czy osoby niewidome mogą dość precyzyjnie określić ile czasu upłyneło. Najpierw mogliśmy to robiz ze stoperami, ale później już nie można było. Komóś udało się nawet do 59 sekunt. Brakowało mu zaledwie sekundy, aby była minuta. Później mieliśmy klaskać i mierzyliśmy decybela. Im więcej osób klaskało, to nam się /ydawało, że decybale rosną, a okazało się że nie. Wszyscy się dziwili, jak to możliwe, że te decybele spadają. A pad sam koniec lekcji nanosiliśmy te pomiary na wykres. Było dość zabawnie i na tej matnie byliśmy wszyscy.
Cieszę się bardzo, że druga matma z innym nauczycielem dobiega końca. Jak już mówiłem wcześniej, lekcje trwają tu aż 70 minut. Wciąż jestem przyzwyczajony do 45 minut, a nie ponad godziny. Z tej matmy nic nie wyniosłem, bo wszyscy mieli pracować samodzielnie, a nauczyciel tylko podchodził i czasami im pomagał. No trudno, żałuje, że nie poszedłem na lekcję do pani Pauliny. Wtedy z pewnością bym coś z lekcji wyciągnoł.
19:32
Kolejną lekcją był angielski, na którym czytaliśmy pewną historię. Historie opowiadał mąż pewnej kobiety, tóra oliekowała się niewidomym mężczyzną. I dzsiiaj my czytaliśmy o tym, że ten mąż był zazdrosny o to, że jego żona zaprzyjaźniła ;ię z tym niewidomym. Dzisiejszy fragment opowiadał też o tym, że ci mężczyźni się spotkali w domu tego małżeństwa. Mąż napoczątku miał wiele streotypów o niewidomych i zdziwił się bardzo, że ten niewidomy ma brodę i. że pali. Uważał, że osoby niewidome nie palą. Podczas obiadu, dla przełamania lodów pili łyski. W pewnym momęcie żona postanowiła, że pujdzie się położyć, bo była zmęczona. Kiedy, oni zostali sami, mąż z niewidomym zaczeli palić papierosa na zasadzie fajki "pokoju". Po wypaleniu, postanowili oglądać razem telewizję i podczas oglądania ten mężczyzna prubował niewidomemu opisać katedrę, bo w telewizji leciał jakiś program dokumentalny o katedrach. Mężczyzna mówił w prost, że nie umie zabardzo opisać tego co widzi. Później zapytał niewidomego, co on wie o katedrach. Niewidomy mówił, że nie wie zadórzo, więc mężczyzna zaczoł mu tłumaczyć. W wewnymm momęcie niewidomy zapytał mężczyznę, czy on w coś, lub kogoś wierzy. On mu odpowiedział, że on w nic niewierzy. Mniejwięcej na tymk kończył się nasz fragment. Tak to poza tym lekcja wyglądała jak my robiliśmy w gimnazjum, czyli polegała na tłumaczeniu czytanki, a w tym przypatku książki.
Po lekcji mieliśmy dwie i pół godziny wolnego, bo miałabyć joga, ale jej nie było. Zato później były superowe zajęcia, bo jeździliśmy na rowerze, takim zwykłym. Tylko Marcin mówił: lewo, prawo, prosto. Tańczyliśmy przy muzyce i także wygłupialiśmy się na trawie oraz kto chciał móg iść na równowarznie, lub poprzeskakiwać takie drągi. Mam nawet filmik jak przez to przeskakuję, a nawet mam też filmik jak turlam się po trawie. Wszyscy byli głodni, ale pani Paulina chciała nam wszystkim zrobić zdjęcie jak lerzymy na trawie obok siebie.
Po tej zabawie poszliśmy na grila z rektorem koledżu. Na grilu też się pośmialiśmy, porzartowaliśmy i mogliśmy zjeść hotdoga, lub hamburgera. Były też kiełbaski. Kiedy gril się zkończył, ja, Marcin i drugi Mateusz postanowiliśmy po ósmej iść na basen. Oni naprawdę mają świetny basen.
22:06
Jak mówiłem wcześniej zamierzałem iść na basen. Udało się, ale muiiałem trochę poczekać aż przyjdzie Mateusz Suska. Na basen też przyszła Kasia Marek. Na oniec na pietnaście minut poszliśmy do sałny. Nawet Marcin pozwolił mi nalać do pieca, aby była para. Byłdurzy kubeł z wodą i tam wsadzało się taką chochlę i następnie, kierowało się ją na piec i wylewało wodę. Sam się też przekonałem jak ta para potrafi być gorąca. Za pierwszym razem poprostu nie zbrałem dość szypko ręki, ale popaeyć to mnie nie zdążyło. Nawet śladu nie ma. czy coś.
30.05.2014 r.
12:51
Dobra, czas opisać co robiliśmy dzisiaj.
Dziś rano po śniadaniu przygotowaliśmy się na wycieczkę w góry i po dziewiątej wyruszyliśmy. Poszedł z nami też pies pani Pauliny, który nazywa się Szarik, bo córka pani obejrzała Czterech Pancernych i Psa.
Poszliśmy w kierunku Flekke, później coraz dalej w góry. Było superowo. Idąc słyszeliśmy owce i płynące gdzieniegdzie strumyki. Było poprosto pięknie. Na wycieczkę poszliśmy na trzy godziny.Naszczęście wycieczka udała się bez przelkich przygut.
Teraz szykuję się na gre w golball'a i w hokej. Mamy około 2 wyruszać do Dale, bo tam niej wielka sala, a raczaj hala sportowa, gdzie oni jeżdżą na swoje ball games.
23:58
Na tej sali trochę dziwnie się grało, bo gdzie się nie żuciło, to obronili, albo był ałt. Jak pani powiedziała, że jeden z zawodników przeciwnej drurzyny jest dość wysoki, to zrozumiałem, że powinienem skupić się na obronie. były dwa mecze, jeden dziewczyn, drugi nasz. Dziewczyny wygrały 9 do 13. My niestety przegraliśmy: 2 do 10. Niewiem, czy tych bramek dla przeciwnika to niebyło więcej. Później były lóźne meczyki, dla chęttnych. Kiedy wszystkie się zkończyły, pani Renata, mnie i Paulinę zaprowadziła do miejsca, gdzie były grube liny, aż do sufitu. Dwuch chłopaków wcześniej weszli po tych linach pod sam sufit sali. Podciągając się tylko na rękach. I od czasu do czasu pamagając sobie stopami. Niezłe to było.
Po golball'u w wplanie był wykład, ale niewiedzieliśmy dokońca o czym. Dopiero na kolacji, wyszło, że wykład miał poprowadzić Rudi. Wykład miał dotyczyć bezrobocia w krajach wysoko i słabo rozwiniętych. Kiedy wykład dobiegł końca każdy mugł zadać pytanie, lub odnieść się do tego, co Rudi, lub poprzednia osoba powiedziała. Było to bardzo ciekawe, tylko na począsku, nie zbyt dużo zrozumiaałem, bo siedziałem dość dalego od pani, która tłumaczyła. Musiałem scę pozamieniać miejscami, aby lepiej ją słyszeć.
Po dyskusji i wykładzie przyszedł czas na film. Film chyba miał pokazać, że można, a nawet nalerzy przełamywać siebie i niebać się spojrzeć w siebie. O tak, aby zobaczyć jakim się jest człowiekiem, i co nalerzy wyplenić z nas samy. Walka trwa, i nie koniecznie tak jak większość ludzi myśli, walka to my, a my to nasze życie. Walcząc ze złem, musisz wateż umieć walczyć z samym sobą, a jednocześnie zakceptować to, jakim i kim jesteś. Podcazas filmu przypomniał mi się fragment "pięciu kręgów" – Musahiego: "Aby dostrzec duże żeczy, patr[ uważnie na małe, aby pojąć małe, patrz na durze" i jeszcze jeden fragment: "Nigdy nic nie jest takie samo". Film naprawdę dawał durzo do myślenia.
Po filmie jeszcze na chwilę tylko zajrzeliśmy do kawiarenki, ale oni tylko śpiewali karaoke. Ja akurat średnio lubie karaoke. Do pokoju wruciłem, gdzieś około wpółdo północy, ale musiałem się jeszcze umyć.
Zapomniałem powiedzieć, żetutaj są zupiełnie inne przysznice. Bo jeden kurek, jest odpowiedzialny za to, abn wogule woda płyneła i za ciśnienie w prysznicu, a drugi kurek jest do temperatury wody. Tak to jest pomyślane. Sprytne co?
31.05.2014 r.
10:07
Zaras zmykamy na szkolne aktywności, bo nazywa się to w planie "dzień aktywności". Ja mam mieć do południa ściankę wspinaczkową, a później kajaki. Zobaczymy jak będzie.
21:42
Szkoda, że ten dzień już się kończy, bo było naprawdę odjazdowo. Dsyskotekę, która miałabyć dzisiaj zrobili wczoraj. Jednak to nie tylko było karaoke, lecz również dysko. No curz, ale i tak, jakby była dzisiaj, to niechceiałoby mi się iść.
Dzisaj mi siępodobały wszysknie aktywności i zaczne od ścianki, bo była to pierwsza aktywność tego dnia.
Po śniadaniu wszyscy spotkali się w audytorium i tam zostaliśmy podzieleni na grupy. Moja grupa, czyli z naszych ja, Iza, Paulina i Mateusz Suska, poszliśmy właśnie na ściankę.
Zkierowano nasy, do bocznej tali, gdzie założono nam szelki, który miały nam pomuc w w spinaczce. Dano nas też również kask. Niewiem tylko, dlaczego mi nie dano innych butów. Może dlatego, że nie mieli w moim rozmiarze, a może poprostu się nadawały? Nie mam pojęcia.
Po tych przygotowaniach poszliśmy w stronę, gdzie wczoraj, a raczej przedwczorej było barbakju. Ale my tam się nie zatrzymaliśmy, tylko szliśmy dalej. Droga prowadziło wokolicach fiordu. Później zeszliśmy jeszcze bliżej fiordu. Szliśmy międrzy drzewami i kamieniami. Czasem droga szła stromo w górę, a innym w dół. Momentami było trochę ciężko, ale tylko czasem.
Kiedy dotarliśmy, do nas przywiązano linę. Najpierw Iza zaczeła się wspinać, a później ja, a następnie Mati.
Pomyślicie pewnie, że tam była jakaś stterta głazów, która robiła za ściankę, ale totóż nie. Była to prawdziwa, naturalna ścianka wspinaczkowa.
Na początku było dość łatwo, ale gdzieś w połowie zrobiło się trochę gorzej, bo nie mogłem znaleść oparcia dla stup, a miałem dla ronk. Aż wreście znalazłem. Najpierw tam gdzie miałem wcześniej rękę, musiałem wsadzić nogę, a to naprawdę nie było wygodne, ale jednak się udało i wszedłem wyrzej i na szczyt.
Na dole poczekałem z resztą, aż wejdzie Paulina i mogliśmy wracać.
Po powrocie odrazu poszliśmy na lunch, oczywiście ma się rozuieć, że bez sprzętu. Nie brzebierając się, po lunchu poszliśmy znowu do audytorium, gdzie ponownie podzielono nas na grupy. W mojej grupie z naszych byli: Mateusz, ja, Iza, Kasia Dojnikowska, Ola i niewiem kto jeszcze, bo było dość nas sporo.
Wypłyneliśmy na środek fiordu i popłyneliśmy w stronę Flekke. Ja płynołem z Shantal i z kimś, który był ze stoważyszenia, czy jakoś tak, pomagającego ucoćcom, ale nie jestem tego pewien, jak to sięnazywa i do czego służy. Podczas wycieczki, liczeliśmy w różnych językach: po chińsku, francusku, włosku, hiszpańsku, niemiecku, polsku, norwesku i angielsku.
Podczas wycieczki zdażył się nam mały wypadek. Nasz kolega Mateusz Suska postanowił skakać z jednej części ławeczki, na której siedział, na drugą. Marcin mu muwił, aby tak nie robił, bo przewruci łutkę, ale on cdalej to robił i w pewnej chwili wywrucił całą łudkę. Wyciągneli go z wody i jakoś z nim wrucili. Lo za tym nie było już żadnych przngut.
Po tym było ciassto i sok. Puźniej, ten kto chciał, mugł iść na basen, lub na norweski. Większość wybrała norweski.
Na lekcji poszliśmy na spacer, na którym zbieraliśmy różne rośliny. Pod koniec, zanieśliśmy je do sali slastycznej i tam, nauczyliśmy się dziesięciu słów, a właściwie nazw po norwesku tych roślin.
Na kolację był superowy indyk nadziewany z ryżem i był banan na deser. Nie powiedziałem jeszcze, że tutaj soki są strasznie zimne. Nie ważne, czy weźmie się sok rano, czy wieczorem. Zawsze jest zimny jak diabli, czasem aż kuje w zęby.
Po kolacji czekało nas ognicho, na którym jadłem coś dosyć dziwnego, bo było to jakieś ciasto zamoczone w cuksze i cynamonie. Piekło się to na kiju. Poraz pierwszy coś takiego jadłem, ale dobre było. Ciężko to się piekło, więc poprosiłem, aby mi ktoś usmarzył. Bo to jednak trochę inaczej niż pieczenie kiełbasski, choć podobnie wygląda. Wszyscy gadali ze wszystkimi i było bardzo miło.Przy ognisku posiedzieliśmy tak gdzieś do 20:30 i postanowiliśmy z tond iść.
Ja i Paulina chcieliśmy, aby jedna dziewczyna z koledżu, która pochodzi z Polski, zaprowadziła nas na coś trochę podobnego, do parku linowego, a raczej do miejca, gdzie chodzi się po różnych linach i są równoważnie. Pierwsza lina wydawała się dość łatwa, bo należało iść po jednej, a trzymać się drugiej. Ta druga powina być napięta i rękoma należało ją odsunąć od siebie, aby się napieła. Następną przeszkodą była równoważnia. Ta równoważnia należała do jednych z trudniejszych jakie widziałem. Udało mi się może utrzymać równowagę przez, no niewiem… 10 sekund, niewiem ile. Po mnie Paulina jeszcze raz prubowała. Mówiła, że to jest bardzo trudne.
Kolejyym punktem, były dwie zkrzyżoowanee liny i należało przejść z jednej liny na drugą w punkcie krzyża. Pierwsza prubowała Paulina. Na początku jej nie wyszło. Potem ja zpróbowałem i z niewielkim wyjaśnieniem, udało mi się to zrobić. To był już ostatni punkt naszej wyprawy i wruciliśmy do pokoji, aby się ogarnąć po ognisku.
01.06.2014 r.
16:02
Kiedy dziś się obudziłem, wszyscy splali i nikt nie miał jak zaprowadzić mnie na śniadanie. Wreszcie sam wyszedłem z pokoju i wyszedłem przed domek, aby poczekać na kogoś, kto mógłby mnie zabrać. Udało się i na śniadanie przyszedłem, ale zjadłem tylko płatki i wypiłem kubek soku. Na wycieczkę pani Paulina zrobiła mi kanapkę. O 9 ruszyliśmy do kościoła, ale przyjechaliśmy zpóźnieny, bo pare razy musieliśmy się zatrzymać. W rezultacie na miejsce, zamiast o 10, przyjechaliśmy o wpółdo 11.
Po mszy pojechaliśmy do pewnej wsi, która nazywała się Nausdal. Tam pewna pani opowiedziała nam co wydarzyło się 9 lutego 1945 roku. Nazywa się ten dzień "Czarnym Piątkiem". Nazwa jest taka, bo to był właśnie piątek i dlatego, bo tego dnia brytyjskie lotnictwo poniosło klęskę oraz dlatego, że niestety zabito wielu brytyjczyków. Ci ludzie miszkający tutaj starają się pamiętać.
Po wysłuchaniu tej historji, zostaliśmy poczestowani aż trzema rodzajami naleśników. Pierwszy rodzaj – były to naleśniki z maślanki, drugim rodzajem były naleśniki z ziemniaków, które się jadło z cukrem. Trzeci tyyp – były to naleśniki z cunamonem. Wszystkie rodzaje były pyszne.
Na sam koniec poszliśmy oglądać modele, lub elementy wraków samolotów. Widziałem model samolotu, był także kawałek silnika. Z wyglądu wyglądał jak fragment wału napędowego. Kolejnm ekspotatem było ogromne koło i kawałek podwozia. Następnym eksponatem były stery, w których był przycisku złużący pilotowi do odpalania pocisków. Jeszcze mogliśmy zobaczyć kawałek silnika. Myślę, że to była przednia część, bo miała siateczkę z przodu. Jeszcze widziałem kawałek kadłuba, który w paru miejscach miał dziury po pocskach.
Kolejnym punktem był film. Film był dość krutki i głównie składał się ze zdjęć i wypowiedzi paru osób. Opowiadał właśnie o tym "Czarnym Piątku".
Kiedy już wracaliśmy, chyba w naszym busie się zadymiło, ale kierowca nie mógł ztwierdzić dlaczego. Po przewietrzeniu, ruszyliśmy dalej.
Nie powiedziałem jeszcze, jak tu są wąskie drogi i strasznie kręte. Aby dwa ałta się mogły minąć, to jedno musi zjechać na pobocze, a nie zawsze to jest dokońca wykonalne, bo wszędzie dookoła są góry. Jedzie się taką drogą, a co chwilę trzeba skręcać. Nawet są porobione tunele jak w austrji, czy we Fracji, ale tutaj może się trafić, że w środku tunelu jest rądo. Nie zabardzo sobie to wyobrażam, ale tak jest.
Do koledżu przyjechaliśmy około szestastej dziesięć. Jeszcze tylko hokej o 20. Zobaczymy jak będzie.
21:42
No i na hokeju nie było źle, ale coś dwum dziewczyną nie pasowało, że wszędzie się żucam po boisku, a przecież na tym polega gra. Jeśli nie umieją inaczej to ich problem, bo muszę się wcinać, aby im odebrać piłkę. Poza tym, nie było źle. Nawet dobrze się grało. Pani Paulina chce jutro spisać wszysnie zasady tej gry, bo my dopiero tworzymy i odkrywamy coś nowego w tej grze. Zobaczymy, może i ta gra się rozwinie? Kto wie?
02.06.2014 r.
18:38
Dzisiajszy dzień zaczynałem ekonomią. Nie ukrywając trochę mi się przysneło na tej lekcji. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego, że lekcje tu tak długo trwają. Kolejnąlekcją było TOK, czyli po polsku – Teorja Wiedzy. Na tej lekcji dostaliśmy zamknięte pudełko i mieliśmy porozkminiać co jest w środku. Były naprawdę różne hipotezy. Ja myślałem, że tam w środku jest jakaś kulka, bo tak się turlało, i że są tam jakieś przegrutki, które mają ją blokować. Coś w rodzaju labiryntu. Miałem nadzieję, że otwożą to wieczorem, ale się jednak przeliczyłem.
Trzecią lekcją okazała się być geografia, na którą ponownie przyszedł Marcin i pomagał tłumaczyć. Mówili o odnawialnych rodzajach energi, zdążyliśmy omówić elektrownie wodne i wiatrowe. Zdążyliśmy także obejżeć film o wiatrakach. Na tą lekcję ze mną poszła też Kasia. Daniel, czyli facet, który naucza geografi, jest naprawdę super. Zawsze stara się wytłumaczyć i pyta, czy wszystko rozumieją.
Ostatnią lekcjią była biologia, na której dotykaliśmy kraby, rozgwiazdy, ślimaki morskie i nawet małrze. Miałem także rodzaj małej żmijki morskiej, czy coś takiego. Trzymałem także na dłoni gompkę. Oczzwiście nie taką z łazienki, leczy taką prawdziwą morską. Ta lekcja też była superowa.
23:01
Udało się ziścić moje mażenie. Pływałem w wodzie w fiordzie. Woda była zimna, ale jak się człowiek rozpływał to się robiło ciepło. Jednak i tak się czuło jak kuje przy każdym oddechu w klatę. Najgorsze to wcale nie była temperatura wody, lecz to, że ja mam zpieczony kark i to w kontakcie z tą wodą, piekło jak jasna holera. Pomimo to było nieźle. Na wejcie, pływanie i wyjście mieliśmy niecałą godzinę, więc naprawdę trzeba to było robić na szypcika, a i tak w fiordzie pływałem z pięć, jeszcze Paulina. Tylko my zprubowaliśmy z grupy Lasek. dziesięć minut. Zemną weszł Po wyjściu wruciłem do pokoju i się szypciutko przebrałem w łazience, bo rzeczy zostawiłem u dziewczyn w pokoju. Na jogę przyśliśmy o pięć minut zpóźnieni.
Podczas jogi robiliśmy jakieś ćwiczenia rozciągające, które miały woją nazwę: pozycja krowy, kota, kobry, zchylającego się psa, zająca. Te wszystkie pozycje nie koniecznie były w tej kolejności. Poprostu nie pamiętam. Na koniec polerzeliśmy pięć minut słuchając muzyki. Z racji tego, że ja niezabardzo lubię leżeć na plecach, bo zaras mi z oczu lecji, to nie zabardzo mnie to uszczęśliwiło.se Zato po tym był hokej. Podczas całej godziny brałem udział w trzech meczach z czterech i udałe mi się strzalić gola.Łączna liczba goli to cztery. W pier"wszym meczu jedną, w drugim dwie i w ostatnim jedną. W pierwszym meczu było 1 do 2 dla mojej drużyny, bo chyba jedna drużyna, czyli oczywiście przeciwnicy, strzelili sobie samobuja. Już określiliśmy, że mecz ma trwać 10 minut i ma być informacja, że 5 minut do końca, że została minuta i koniec.
Jak już pisałem miałem nadzieję, że otworzą te pudełko, bo miała być sesja TOK. I rzeczywiście była, ale pudełka, otworzyć, nie otworzyli. I teraz już ciekawość będzie mnie zrzerać, co było w środku? Tylko podzielili się swoimi hipotezami i porozdawali nagrody za różne żeczy z przedmiotu SOK. Bardzo szkoda, że tego pudła nie otwarli.
W planie miało być po tym spotkanie w domach, ale my zostaliśmy zaproczeni do domu Szw_eckiego. Dostaliśmy tam jakieś płatki z lodami. Całkem niezłe było.
Około 9 poszliśmy do budynku, w którym w piątek, czy w sobotę organizowali disko. Tam posłuchaliśmy muzy i trochę się potańczyło. Z tamtąd wyszliśmy wpółdo 11. Jeszcze z xają poszedłem zprawdzić, czy ubrania te, w których poszedłem pływać wyschły. Niestety jeszcze były wilgotne, więc doszedłem do wniosku, że jutro Kaja mi je przniesię gdzieś po 7. Dobrze, że wcześniej się zpakowałem, bo teraz mam mniej pakowania.
03.06.2014 r.
6:51
Już trzeba się zacząć żegnać z tym miejscem. Jakoś nie chce mi się iść za specjalnie na śniadanie. Nawet nie wiem dlczego. Mam ochotę tylko na japko, które jest u mnie na biurku. No i tylko wypić jakąś cherbatkę. O ósmej jest autobus, do którego mamy się zapakować i zmykać z tond.
10:17
Wyjechaliśmy z koledżu o 8:30. Porzegnaliśmy się z tymi, z którymi zdołałliśmy, bo mieli już o ósmej normalnie lekcje, więc musieli sobie pujść. Pare osób będę miał na facebooku i na skype.
Już prom nas przewiózł, ale po tym mieliśmy mały korek, bo były jakieś roboty na drodze i odbywał się ruch wachdłowy. Ale teraz jest spoko. Napewno zdążymy na lot.
18:54
Od jakiejś godziny jestem w domu. Troche trwało zanim odbyliśmy odprawę i wsiedliśmy do pierwszego samolotu. Ale w Bergen pani Ada chciała poprosić o czterech asyscentów, a dostaliśmy chyba tylko jednego, albo dwuch. Trochę się podśmiewaliśmy z pracujących na lotnisku, że nie umieją liczyć do czterech. Jednak daraliśmy sobię radę.
W Kopenchadze znowu była mała przygoda, ale tym razem pytali, czy jest u nas w grupie jakaś Zofia. Poza tym to nie było tam przygut.
Zato w Warszawie okazało się, że jednen kolerzance nie przyleciała waliska i musieli zpisywać numery walizek oraz dane tej kolerzdki. Przy zpisywaniu danych okazało się, że tak koleżanka była na dowodzie swojej siostry, a nie na swoim. Mam nadzieję, że jej waliska w najbliższym czasie przyleci do kraju.
Możecie pomyśleć, że jestem dziwny, ale jednak to napiszę, dobrze, że jestem już w kraju. Jak wysiadłem z samolotu to sobie zarzartowałem, że "Nareszcie polska mowa i nie muszę zastanawiać się co domnie ludzie mówią". Najbardziej polubiłem Pietr'a z Włoch, Schantal, Kaje z Polski, Elwina z Malaui i Lizabete z Łotwy. Wszyscy tam w koledżu byli bardzo mili i przyjacielscy. Nauczycieli oni też mają bardzo fajnych. Szkoda, że niektórych przedmiotów nie ma u nas, np. Enviromental System. Moim zdaniem jest super przedmiot i naprawdę dużo się można nauczyć.
No to sporo się nauczyłeś. Fajnie, że udało się być tobie w Norwegii i super, że norwegowie są tacy otwarci.
Jest tam super.
Fajne. Taka kronika z wyjazdu.
Czasem jak jadę, to coś takiego pisze, ale jak jechałem do Medjugorie to prubowałem. Duchowo tyle się
dzieje, że się nie da. Bo człowiek zapisuje swoje przeżycia dla siebie itp.
Pamiętam floarballa.